czwartek, 15 lutego 2018

Co u nas...

Czas bardzo szybko leci.Rano wstaje a za chwile już wieczór. Muszę Wam powiedzieć że czasami bywa ciężko. Mam ciężkie dni, czasem szybko się denerwuje, za szybko. Ale są cudowne chwilę spędzane razem gdy marzę aby tak już zostało. Najmłodsza za kilka dni skończy pół roku. Nabywa nowe umiejętności, za chwilę pozna inny smak niż mleko. Będzie to pewnie intensywny czas.Musze się Wam przyznać że najmłodsza jest najbardziej wymagającym dzieckiem. Z całej trójki to jej trzeba poświęcić najwięcej czasu. I nie chodzi mi o teraźniejszość tylko o te okresy gdy oni byli w  jej wieku. Teraz niby jest troszkę lepiej ale i tak są dni gdzie pół dnia nosze ją na rękach bądź w chuście. Inaczej się nie da. O wózku już zapomniałam. Spacery są teraz przyjemnością. Jak był całkiem mała to czasem korzystałam z wózka ale mała nie lubiła w nim być. Gdy gdzieś jechałam po chwili się budziła i był płacz. Od samego początku nie lubiła sama leżeć. Czasem bolą mnie plecy ale wiem że kiedyś ten okres się skończy. Rośnie ale nie tak jak starszaki. Wolno przybiera na wadze. 29 grudnia miała 5720, 16 stycznia (na innej wadze) 5680. 27 lutego idziemy do przychodni zobaczymy ile przybrała, ale myślę że 6 kg powinna już mieć, może 6,5. W styczniu niestety trafiliśmy do szpitala. Prawdopodobnie zaraziła się od rodzeństwa. Dostała zapalenie oskrzeli wywołanego wirusem rsv i podejrzeniem zapalenia płuc. Okazało się ze rzeczywiście zapalenie jest ale delikatne. Dostawała antybiotyk, inhalacje i do tego rehabilitacja układu oddechowego. Po tygodniu wyszliśmy. W domu nie było lepiej bo dzieci też były chore. E. poradziła sobie super a S. miał zapalenie oskrzeli. Po tyg półtoratygodnu brania antybiotyków podobno nie było poprawy (mąż był u lekarza) i syn także dostał skierowanie do szpitala. Byłam bardzo zdenerwowana bo z jednej strony z najmłodsza miałam wychodzić następnego dnia a tutaj jeszcze syn. Na szczęście pani doktor z oddziału powiedziała że  wcale nie jest tak źle. Dostał inhalacje i następnego dnia przyjechał do takiej jakby kontroli i rzeczywiście pomogło więc w domu sie inhalowaliśmy. I pomimo, że zawsze byłam zadowolona z naszej pediatry trochę się zawiodłam. Nie wiem cyz miała gorszy dzień ale nie powinno tak być że bez powodu rodaje skierowania do szpitala. Mam nadzieję, ze będzie już ok. Choć co jakiś czas jakiś kaszelek czy pociąganie nosem słychać. Czekam już na wiosnę aż będzie cieplej to i może mniej chorób. Dziś już kończę bo oczy już mi się zamykają choć jeszcze 22 nie ma.

1 komentarz:

  1. Z tego co opisujesz, to najmłodsza pasuje mi na hajnida (high need baby - znasz ten termin? Jeśli nie to koniecznie poczytaj).
    Co do skierowania do szpitala to w pierwszy dzień świat pojechaliśmy na dyżur z synem. Wiedziałam, że ma zapalenie oskrzeli, bo potrafię to poznać po kaszlu. Od jakiegoś czasu syn kaszlał ale nasza pediatra (jak zawsze) unika jak ognia podawania antybiotyku gdy jeszcze nie trzeba i samymi inhalacjami próbowaliśmy zaradzić. Już w wigilię wiedziałam, że chyba jest źle ale kolejki na dyżur były straszne a w domu trzeba było zrobić wigilię. W pierwszy dzień świat niestety trzeba było już jechać i mąż z synem spędzili w kolejce cudowne 6 godzin. Wyrok tamtejszej pediatry - zapalenie oskrzeli ze zmianami na płucach ale to jeszcze nie oznacza zapalenia płuc. Skierowanie do szpitala dostaliśmy ale bardziej "na wszelki wypadek" - gdyby doszła gorączka, po antybiotyku by wymiotował i nie byłoby poprawy lub wręcz pogorszenie. Na szczęście było lepiej i ominął nas szpital ale nasza pediatra jak go zbadała to powiedziała, że płuca są wyraźnie zajęte.

    OdpowiedzUsuń