Wspomnienia z porodówki 2

PRZED PORODEM
W czwartek po raz kolejny pojechałam na ktg. Po drodze jeszcze kilka rzeczy załatwialiśmy. Ja miałam wpłacić pieniądze na konto ale akurat wpłatomat był nieczynny. A czekając na tatę zobaczyłam znajomą, która zdziwiła się że jeszcze jestem w ciąży i pożegnała mnie słowami "no urodź wreszcie" :) tak więc chyba mi to wykrakała ha ha. Choć początkowo nic na to nie wskazywało. Na ktg wyjątkowo musiałam czekać ok godziny bo akurat mieli aparaty zajęte, potem mnie podłączyli. Poleżałam pół godzinki a tu ani jednego skurczu. Tak jak za każdym razem linia prawie wcale się nie ruszyła. Do domu pamiętam że wróciliśmy dość późno a miałam jeszcze tego dnia faworki robić bo tłusty czwartek był. Szybko zabrałam się za obiad i tak mi czas zleciał, że zaraz maż wrócił z pracy. Faworków już mi się nie chciało robić i stwierdziłam że zrobię je następnego dnia od samego rana. Ale jak robiłam obiad to się jakoś dziwnie czułam, coś tam poczułam jakby skurczy czy coś ale taki delikatny ze nawet pewna nie byłam. W każdym razie powiedziałam do K. ze chyba dzisiaj pojedziemy do szpitala. Bardziej było to w żartach powiedziane ale jakoś tak wyszło że mąż nawet poszedł i się ogolił. Na początku tego nie połączyłam dopiero jak się spytałam czemu się ogolił to powiedział, że przecież mówiłam że będzie trzeba do szpitala jechać. No i do wieczora czas nam zleciał, poszliśmy spać. I jakoś koło 24 chyba się obudziłam. Już nie pamiętam czy sama czy E. wołała o wodę. W każdym razie wstałam i już po chwili czułam ze mam skurcze. Wręcz byłam w szoku ze takie mocne i regularne co 5 minut. W chwili skurczu nawet iść nie mogłam tylko musiałam stawać. Usłyszałam jeszcze że siostra na dole nie śpi więc do niej poszłam. Chwile pogadałam na co ona stwierdziła ze ona nie pójdzie do małej bo nie może z nią spać i mam budzić mamę. Tak więc poszłam obudzić K. a co usłyszałam? Że dlaczego go budzę, ze on chce spać :D tak wiec dałam mu czas ok 10 - 15 minut a ja w tym czasie poszłam się wykąpać i uszykować. Akurat była pierwsza jak budziłam go po raz drugi, ja poszłam po mamę a on się ubrał. Wzięliśmy rzeczy i pojechaliśmy. Jak jechaliśmy to skurcze były już co 4 minuty.
Na izbie mnie spisali i pojechaliśmy na ginekologię. Tam musiałam się przebrać w swoją piżamę i poszłam na ktg. Aparatura wykazywała że skurcze są i to już co 3 minuty. Tak wiec dość szybko to szło. Następnie przyszła pani doktor (drugi raz trafiliśmy do szpitala jak naszego lekarza nie było) zbadała, rozwarcie było na 4 cm. Potem zrobiła jeszcze usg i według badania wyszło że syn będzie miał 3600 więc potencjalnie mniejszy od córki. Następnie poszliśmy piętro wyżej na porodówkę. Tam po raz kolejny się przebrałam tym razem w ich koszulę. Nawet nie wiem która mogła być godzina. Skurcze były bardzo uciążliwe, wody się sączyły. Co chwilę mi się chciało do łazienki, wyleżeć nie szło a miałam jeszcze podłączone ktg. Jak już mnie odłączyli to mogłam trochę pochodzić choć było ciężko. Czas mi leciał dość szybko i cały czas czułam że mały juz się szykuję do wyjścia. Położna jednak jak mnie badała twierdziła ze jeszcze nie czas. Tak więc leżałam i czekałam aż w końcu ten czas nadejdzie. 

PORÓD
Pamiętam jak mi "ulżyło" jak powiedzieli, ze to już czas i wezwali panią doktor. Aż się ucieszyłam że w końcu będę miała to za sobą. Mąż oczywiście wspierał mnie po swojemu czyli swoimi tekstami z których położne nawet się śmiały. Gdy lekarka przyszła musieliśmy jeszcze chwile poczekać i zaczęłam przeć. Szczerze powiem ze cały czas miałam wrażenie i cały czas myślę tak samo, z eten poród był cięższy. Moze nie pamiętam jak było to ostatnio ale teraz jakoś mocniej mnie krocze bolało. Gdy mały się urodził mogłam odetchnąć. Jak zobaczyłam tą kruszynkę (obstawiałam że jest mniejszy od E.), jak położyli go na mnie czułam się cudownie. A gdy go zważyli i wyszło że ma 3850 to nie mogłam w to uwierzyć. Choć był trochę krótszy bo miał 54 cm. Powiedzieli że urodził się o 4.30 ale w książeczce jest wpisana 4.40. Musieli mnie jeszcze zszyć bo pękłam.Później oczywiście dali mi go do karmienia i przez 2 godzinki cieszyliśmy się z mężem wspaniałym widokiem. Czułam się dobrze, choć krocze bolało nie chciało mi się nawet spać. Po dwóch godzinach K. pomógł mi się przebrać i wolnym krokiem poszłam z położną na salę. Zupełnie inaczej jak z E. 

PO PORODZIE
Gdy już leżałam na sali niby chciałam się zdrzemnąć ale nie mogłam. Małego też mi po chwili przywieźli i chyba dopiero potem chwilę się zdrzemnęłam. Rano nawet poszłam się umyć, normalnie mogłam wstawać i chodzić. Czułam lekki ból ale nie było tragicznie. Małego miałam cały czas przy sobie, zabierali go tylko na badania i kąpiel. Leżeliśmy łącznie 5 dni czyli tak jak z E. Z tym że ona miała żółtaczkę a mały musiał dostać antybiotyk no i mieć zbadane nerki. W każdym razie z opieki byłam zadowolona, przy porodzie mieliśmy fajne położne, ale na razie nie myślę o kolejnym dziecku :D

1 komentarz:

  1. to poszło w miarę sprawnie :) jeszcze raz gratulacje.... jak synus będzie miał na imię ? mozesz zdradzic ?
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń