wtorek, 26 kwietnia 2011

20. I po świętach...

Oj święta jak zawsze minęły błyskawicznie. My pomimo tego, że żywimy się osobno śniadanie Wielkanocne jedliśmy wspólnie. Niestety za wiele nie pomogłam mamie a nawet u siebie nie zdążyłam wszystkiego posprzątać. Jak wiecie wcześniej byłam u teściów i dopiero w piątek wieczorem wróciliśmy do domu. Od samego rana w sobotę wzięłam się za sprzątanie. Kuchnię prawie całą posprzątałam, pomogłam rodzeństwu na dworze i uszykowałam się aby jechać do święconki. No i do tego momentu było tak jak zaplanowałam. Po powrocie miałam zająć się resztą. Niestety ostatnio prześladuje mnie jakiś pech chyba. Wychodząc z kościoła usiadłam za kierownicą i miałam pojechać jeszcze po mamę na cmentarz, ale niestety już tam nie dojechałam. Wyjeżdżając z parkingu za późno zahamowałam i uderzyłam gościa w tył jego samochodu. Trochę się zestresowałam, on zadzwonił po swoich synów ja po męża i udało nam się dogadać. Obyło się na szczęście bez policji i można powiedzieć, ze wszystko dobrze się skończyło, nie licząc naszych samochodów. Jak wróciliśmy do domu to spisałam umowę i pojechaliśmy ponownie do tego pana aby ją podpisał a potem po części do naszego samochodu. Bo u nas poszło tylko prawe światło i migacz no i troszkę lakier się zdarł i tablica rejestracyjna. A gościu niestety musi poczekać bo poszło całe koło (wymienił sobie je), wahacz, amortyzator i nie wiem czy coś jeszcze bo się na tym nie znam no i do końca nie wiadomo jak to od wewnątrz wygląda. Najbardziej cieszę się, że obyło się bez policji. No i mam nadzieje, ze po tym zdarzeniu już nic mi się takiego nie przytrafi bo i tak się boję jechać samochodem. Co do samych świąt to niedzielę spędziliśmy w domu prawie cała, przyjechali dziadkowie, nawet wyciągnęłam męża na spacer, choć wietrznie było. A potem pojechaliśmy na mszę, następnie do wujostwa i tam spędziliśmy noc. A w poniedziałek odwiedziliśmy teściów a pod wieczór do nas kuzyn przyjechał. I tak nam minęły święta jak zawsze dużo jedzenia, każdy częstował a pod koniec to nawet się jeść nie chciało. Dziś znowu K. do pracy pojechał i dopiero chyba w czwartek wróci. Ja jutro do lekarza, zobaczymy co powie. Może z badań coś będzie wiedział, zobaczymy czy wrócę już do pracy. Choć nie chce mi się za bardzo w tym tygodniu bo dziewczyny mają nocki, ale wszystko zależy od lekarza. Chce też zrobić małe zakupy choć gotówki nie mam bo starczy mi tylko na bilet, ale K na szczęście na święta dostał kartę i coś tam się kupi. A już niedługo wypłata wiec przeżyjemy. Jeszcze nawet nie daliśmy mamie kasy za rachunki a to przez moją stłuczkę. Bo kasa była ale poszła na lampę :/ Tak bywa, oby przyszły miesiąc okazał się mniej pechowy.

17 komentarzy:

  1. Ojejku... to najważniejsze, że nic się nie stało :)
    No na pewno taki będzie :) Nie ma innej opcji :)

    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym aby nie było, ale to nigdy nie wiadomo. Najważniejszy jest teraz optymizm he he

    OdpowiedzUsuń
  3. najważniejsze, że Tobie nic się nie stało! reszta jakoś się wyprostuje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ehh niestety czasem tak bywa :/;/ najwazniejsze ze nic wam sie nie stalo i nie musialo byc policji.. czyli facet bezkonfliktowy ;) tylko na takich trafiac, ale oby takich przypadkow bylo jak najmniej...

    OdpowiedzUsuń
  5. No to rzeczywiście nie za wesoła sytuacja, ale dobrze, że udało wam się dogadać, bo nie wszyscy idą tak na rękę i od razu policję chcą wzywać.
    Też mam nadzieję, że przyszły miesiąc będzie dla Was mniej pechowy ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Smoczyca: to fakt, nawet mąż nie krzyczał, więc nie było źle he he

    Mama Kini: Racja dobrze, ze trafiłam na takiego co poszedł na ugodę bo po miesiącu posiadania prawa jazdy i stłuczka to nie najlepiej wygląda.

    Anielska: No wesoło nie było, ale trzeba sobie poradzić bo co innego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mama Kini: Chciałam wejść i widziałam, że masz zablokowanego bloga, czy zasłużyłam na zaproszenie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyli chrzest bojowy masz już za sobą ;)
    Ja zaliczyłam raz drzwi od garażu (za blisko podjechałam i zrobiłam piękną rysę i małe wgniecenie w drzwiach samochodu).
    Najważniejsze żebyś, pomimo tej małej stłuczki, nie odmówiła wsiadania za kierownicę. Ja tak zrobiłam jak zdenerwowałam się po jednej jeździe i to już chyba 3 lata jak nie siedziałam za kierownicą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Najważniejsze, że facet był ugodowo nastawiony i nie robił Ci awantur (może, to też przez świąteczny nastrój ?), i że dobrze się wszystko skończyło. Wiadomo, że ze skutkami, ale przynajmniej mniej poważnymi, niż policja.

    OdpowiedzUsuń
  10. A_normalna: Tak samo to określiłam :) powiem CI, ze mam obawy aby wsiąść do samochodu, ale wiem, że nie mogę zrezygnować bo potem w ogóle nie będę jeździć a nie po to robiłam prawo jazdy. Nawet mąż powiedział, ze pomimo tej kolizji da mi poprowadzić samochód, więc nie jest źle.

    Soul: A możliwe, ze przez te święta he he ale ogólnie bardzo miły był i jak się potem okazało zna mojego tatę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja się w święta tak ojadłam słodkości, że teraz aż mnie na sam ich widok odrzuca:)

    A stłuczki zdarzają się nawet najlepszym. Fajnie, że ten człowiek był taki ugodowy:)

    http://szczesliwykwiatuszek.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  12. Najważniejsze że nic Ci się nie stało. Tak to już jest - przypływ kasy i nagle trafia się niespodziewany wydatek.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojej. Dzięki Bogu nic się nikomu nie stało i jesteś cała i zdrowa. Święta widzę w ciągłym towarzystwie. Super!. My całe przechorowaliśmy z maluszkiem więc były okropne jak dla nas.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kwiatuszek: Pewnie inaczej nie wiem co by było :) A co do słodkości to mi jak na razie ochota na nie nie przechodzi, wręcz odwrotnie :)

    Anika: Nic raczej nie mogło się stać bo była to zwykła stłuczka choć teraz jak jeżdżę to troszkę czuję strachu he he

    Całkiem Niemała Myszka: Trzeba korzystać z okazji aby wyjeżdżać bo jak wrócę do pracy to nie będzie kiedy. To mam nadzieję, ze już zdrowy :)

    OdpowiedzUsuń
  15. ja dziś miałam jazdę i mi na pasy wyskoczyła taka gówniara, myślałam że ją potrące ale udało mi się jakoś spokojnie zatrzymać. Kurcze czasami chwila nieuwagi wystarczy aby coś się przeskrobało.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie martw się, ja dzień przed własnym ślubem pojechałam do restauracji uzgadniać szczegóły. Gdy wyjeżdżałam autem teściów, jakoś dziwnie poniżej tylnej szyby znalazła się lampka na pieńku. Oczywiście w żadnym lusterku jej widać nie było. Natomiast na zderzaku rysa została!

    OdpowiedzUsuń
  17. XYZ: masz racje, a ja się najbardziej boję pieszych, którzy tak nie uważnie wtargają na jezdnię bo znając moje szczęście mogę nie zauważyć i ich w porę.

    Sheep: I tak się zdarza :) Tak już bywa, mam nadzieję, ze ja wyczerpałam limit stłuczek i mogę jeździć bezpiecznie he he

    OdpowiedzUsuń