Małżeństwo nie jest stanem, jest umiejętnością. W małżeństwie ważne jest nie tylko dobrać się zaletami, ale i wadami. Magdalena Samozwaniec
piątek, 1 kwietnia 2011
16.
Jak wiecie w środę miałam wizytę. Stawiłam się już o wpół do 8 choć położna miała pojawić się o 8, ale że jechałam pociągiem to nie chciałam chodzić bez sensu po mieście. Odebrałam wyniki i 8 spisałyśmy kartę ciąży i czekałam na lekarza. Teraz jak nawet pomyślę to nie wiem o której przyszedł. Do gabinetu weszłam jako pierwsza i najpierw zostałam zbadana a następnie usg. Gdy lekarz zaczął się zbyt długo przyglądać monitorowi coś mnie zaniepokoiło a gdy zadzwonił do innej lekarki wysłał na kolejne usg do szpitala to w głowie krążyły tylko złe myśli. Całą drogę z przychodni modliłam się aby nie zdarzyło się to co rok temu. Gdy dotarłam już do szpitala, udałam się na oddział i po chwili wchodziłam do gabinetu. Niestety lekarka nie miała dla mnie dobrych wieści. Można powiedzieć, ze zabrzmiało to jak wyrok "ciążą obumarła". Rozpłakałam się i po wyjściu ze szpitala zadzwoniłam do męża. Nie mogłam się uspokoić. Dopiero gdy ponownie weszłam do pierwszej przychodni w miarę się uspokoiłam. Weszłam po raz drugie do lekarza i on wypisał skierowanie do szpitala. Jeszcze tego samego popołudnia udałam się do innego lekarza aby potwierdzić diagnozie gdyż mąż chciał mieć pewność. Tam usłyszałam to samo. Dlatego wczoraj o wpół do 8 byłam już w szpitalu, bez śniadania bo spodziewałam się zabiegu. Niestety gdy zostałam zbadana dostałam tylko tabletki na wywołanie krwawienia gdyż ono się jeszcze ni pojawiło. Krwawienie pojawiło się koło 14 godziny ale jeszcze nie mogłam mieć zabiegu. Pozwolili mi zjeść trochę zupy. Czekałam na wieczorny obchód i ponowne badanie. Wtedy dostałam kolejne tabletki i pozwolili mi zjeść jedną skibkę chleba. Dziś rano znowu nie mogłam nic jeść i czekałam czy już będę gotowa na zabieg. Lekarz, który mnie badał stwierdził, ze taki czekałam kiedy przyjdzie anestezjolog. Przyszli o mnie o wpół do 12 i chwilę przed 12 było po wszystkim. Teraz jestem już w domu. Jak się czuję? Fizycznie dobrze, nic mnie nie boli, nie kręci mi się w głowie i jest dobrze. Jeśli chodzi o stan psychiczny to jest w porządku. Najgorzej jak się zaczyna o tym myśleć. Jak jestem z kimś to jest lepiej bo staram się powstrzymywać. Choć przyznam, ze kilka łez uroniłam, ale inaczej się nie da. Pewnie na tych kilku się nie skończy. Dostałam również skierowanie dla siebie i męża na badania genetyczne. W poniedziałek chce do nich zadzwonić aby jak najszybciej się zapisać. Tak więc robimy badania, potem czekamy na wyniki i wszystko się okaże. Wiem, ze dzisiaj jest prima aprilis, ale tylko dlatego, ze widziałam notkę u kogoś na blogu. Mam nadzieję, ze nikt nie pomyślał, ze to jakiś żart bo z takich rzeczy po prostu się nie żartuję. Was odwiedzę troszkę później bo dzisiaj jadę do teściowej. W niedzielę mamy wrócić to może wtedy? Życzę wam wszystkiego dobrego i aby wiosna wreszcie u nas zawitała.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Boże nie wierzę, że znów Cię to spotkało... Nie wiem co powiedzieć normalnie nie wiem... przykro mi to i tak za mało... :( Czytając to płakałam nie wierząc, że znów Cię to spotyka... :( To takie smutne :((((((
OdpowiedzUsuńDasz sobie radę i na pewno kiedyś będziecie mieli ukochaną dzidzię :*
Trzymam za to kciuki i tulę czule :*
Pani N: ja powstrzymywałam łzy podczas pisania bo nie chciałam tego robić przy siostrze. Przy kimś staram się tak tego nie okazywać i być silną. Choć wiem, ze gdy posiedzę sama w pokoju to kilka łez zawsze się pojawi chociaż przez najbliższe kilka dni.
OdpowiedzUsuńTak mi przykro :(
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet co napisać :/ po kilka razy czytam tego posta i nie mogę uwierzyć.. dlaczego? Dlaczego po raz drugi :( no po prostu nie mogę się otrząsnąć :(
OdpowiedzUsuńAle czytając to wszystko wydaje mi się że Ty naprawdę jesteś bardzo silną dziewczyną, wiedziałam że jesteś silna ale nie wiedziałam że aż tyle jest w Tobie tej siły i nadziei.
Trzymaj się skarbie :* jestem myślami z Tobą i nie trać nadziei.
Tak bardzo mi przykro Ewuniu...
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się !:*
Strasznie mi przykro...wiem co mogłaś czuć, może nie dosłownie, ale mam przyjaciółkę która podobną sprawę 2 razy przeżywała ;( Ona też robiła testy genetyczne i długo z mężem się leczyła....ale kuracja w ich przypadku nic nie dawała.
OdpowiedzUsuńBądź silna...jestem z Tobą!!!!
Kurcze, coś musi być na rzeczy... ale jesteście młodzi, więc nie ma siły i MUSI się wam udać! Przecież do trzech razy sztuka, prawda?
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, nie poddawajcie się!
Kochana tak mi przykro:( Dlaczego akurat przytrafia się to takim ludzią jak Wy. Staracie się świadomie o dziecko i macie problemy. A nie którzy ludzie rok po kroku mają dzieci a nie stać ich na wychowanie i dzieciaczki chodzą brudne i zaniedbane:(
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję ale widzę, że jesteś silną kobietą. Ja nie wiem jakbym taką wiadomość przeżyła:(
Mam nadzieję, że badania coś pokażą i w końcu będziecie mieć upragnionego dzidziusia:)
Życzę Ci tego z całego seduszka :*
Anika: CZASAMI LEPIEJ NIC NIE PISAĆ. WYSTARCZY, ZE KTOŚ JEST I PO PROSTU WYSŁUCHA. A czy jestem silna? Staram się jak mogę aby nie okazywać negatywnych emocji. Bo najgorsze co mogłabym teraz zrobić to się poddać i załamać. Anie o to chodzi.
OdpowiedzUsuńAnielska: myślę, że strata kogoś bliskiego jest ciężkim przeżyciem a strata dziecka dla matki tym bardziej. I nei ma znaczenia czy był to 9 czy 30 tydzień strata jest stratą i odczuwa się ją tak samo.
A-normalna: Mam nadzieję, że do trzech :) i choć chcielibyśmy aby było to już niedługo to musimy poczekać aż zrobimy badania i przyjdą wyniki. Wtedy się wszystko okaże.
Paula: Pomyślałam sobie o tym samym po wyjściu ze szpitala w środę. Nie mogłam tego pojąć. Teraz aż mi wstyd, ze tak zareagowałam bo być może źle oceniłam osoby, które mają kilka dzieci a mniej kasy, ale te myśli same przemknęły przez głowę i myślę, ze po części jest to normalne. A dlaczego nas to spotkało? Może Bóg wiedział, ze damy sobie z tym radę, że pomimo dwukrotnej straty nie poddamy się i będziemy walczyć. Trzeba wierzyć i być optymistą bo najgorsze co byśmy zrobili to poddać się i załamać.
kochana jestem z Tobą,trzymaj się...nadal nie wierzę..
OdpowiedzUsuńZnajoma siostra zakonna, której mama od dwóch lat jest umierająca powiedziała mi tak: Nie martw się Bóg da człowiekowi tyle cierpienia ile ten jest w stanie znieść. nigdy więcej. Kiedy to cierpienie przyjmiesz, on wynagrodzi ci to.
OdpowiedzUsuńNie jestem jakąś bardzo pobożną osobą, ale myślę że w tych słowa jest prawda. Życzę ci duzo sił i cierpliwości i nie powstrzymuj łez. Jeśli masz ochotę się rozpłakać to płacz i nie duś tego w sobie. Jestem całym sercem z Tobą. Trzymaj się skarbie :*
Tak mi przykro :( Jestem z Wami myślami...
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, jak strata ta musi boleć... W dzisiejszych czasach w brew pozorom ciężko jest zajść w ciążę. Tyle słyszy się o poronieniach, o niedonoszonych ciążach... Czasem zastanawiam się co może być tego przyczyną? Najważniejsze jest to, że nie poddajesz się i nie załamujesz. Jesteś silną kobietą i na pewno sobie z tym poradzisz. Wiadomo, potrzeba czasu i mam nadzieję, że ten czas ukoi Twoje zbolałe serduszko... Najważniejsze, że nie jesteś sama, masz wsparcie u bliskich... Dzięki temu będziesz miała siłę stanąć do walki i stawić temu czoła. Na pewno Bóg obdarzy Was maleństwem w najbardziej odpowiednim czasie... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Kochana... :(((
OdpowiedzUsuńKochana strasznie mi przykro;( nie wiem co powiedziec, na prawde.. nie bylam nigdy w takiej sytuacji, a Ty juz drugi raz jestes... ale najwazniejsze to jest to, aby sie nie poddawac i badz silna... trzeba myslec pozytywnie i wszystko sie ulozy;);)
OdpowiedzUsuńnie mam twojego adresu email.. a chcialabym wyslac ci zaproszenie na mojego bloga... moglabys podac mi go na blogu na WP, albo na moja poczte?
anka080@op.pl
Moja chrzestna miała ten sam problem. Potem postanowiła zaadoptować synka. Dziś jest mamą 3 rosłych chłopaczków, 2 swoich a ten jeden adoptowany. Organizm się jej przestawił i "wyrok" jaki nałożyli na nią lekarze przed adopcją jakoś się zmienił! Życzę szczęścia!
OdpowiedzUsuńNie wierzę:( Z całych sił życzę Wam, aby to był ostatni koszmar przez jaki przechodzicie!
OdpowiedzUsuńNa pewno jest Ci ciężko, swoje musisz wypłakać ale najważniejsze, że masz wsparcie bliskich i nie jesteś z tym wszystkim sama.
http://szczesliwykwiatuszek.blog.onet.pl/